środa, 30 listopada 2011

Andrzejkowe lanie wosku ;)

Może i nie wierzę we wszystkie zabobony, przesądy i wróżby, ale raz do roku, właśnie dziś, w wigilię św. Andrzeja lubię roztopić wosk i zobaczyć co też moja wyobraźnia zobaczy w cieniu, który pojawi się na ścianie. I mimo, iż jestem coraz starsza, to akurat ta zabawa jeszcze mi się nie znudziła! Uwielbiam wypatrywać kolejne kształty w odbiciu na ścianie. Zatem i w tym roku polał się wosk! Co ciekawego zobaczyłam? ;) 

Przede wszystkim - głowę lwa!


Cóż to niby znaczy? Poszperałam trochę w necie i tak:
- lew oznacza naszą wewnętrzną siłę
- symbolizuje ważną rolę przyjaciół
- oznajmia zbliżającą się nieprzyjemną sytuację

Dopatrzyłam się także ludzkiej (męskiej?) twarzy:


Człowiek/twarz oznacza:
- poznanie ukochanej osoby w najbliższym czasie
- znak by być sobą i nie ukrywać własnego Ja
- odmianę losu

Moim oczom ukazał się także taki oto ptaszek ;)


Ptak natomiast to:
- symbol wolności i niezależności
- pomyślność w sprawach sercowych
- łatwe, przyjemne, pozbawione niepowodzeń życie
- satysfakcja
- oznaka, że niedługo pojawią się jakieś ciekawe wiadomości

Ostatnią rzeczą, którą wyczarowała moja wyobraźnia jest wielbłąd (taki jednogarbny)!



Wielbłąda znaczenia nie znalazłam, ale ja zinterpretuje go sobie jako zbliżającą się podróż do Egiptu, a co mi tam! ;) 

Pewnie jakbym dłużej poszukała w internecie znalazłabym takich 'znaczeń' jeszcze więcej, jak widać niektóre są sprzeczne nawet odnośnie do tego samego przedmiotu, nie mówiąc już nawet o połączeniu znaczeń ze wszystkiego co wypatrzyłam (bo to znaczyłoby choćby, że zostanę wolna i niezależna jednocześnie spotykając ukochaną osobę - słodko) ;) Ale przecież nie trzeba wierzyć w tego typu wróżby by dobrze się bawić lejąc wosk a następnie pozwalając wyobraźni działać i wymyślać kolejne interpretacje dla tego co się widzi! 

A Wy jak spędziliście Andrzejki? Też skusiliście się na lanie wosku? Ciekawe co Wam udało się sobie wywróżyć na zbliżający się rok! ;)

Pozdrawiam!

poniedziałek, 28 listopada 2011

Przepis na - klasyczne muffiny!

Dziś przyszedł czas na notkę z serii kulinarnej. Jeszcze takiej u mnie nie było, więc najwyższy czas to zmienić, gdyż przebywanie w kuchni i pichcenie różnych pyszności dla moich bliskich to jedno z moich ulubionych zajęć. Uwielbiam wręcz później przyglądać się im jak pałaszują przygotowane przeze mnie cuda ;) 

Jako pierwsze pokażę Wam jak przygotowuję muffiny, takie najprostsze - bez dodatków i udziwnień. Oczywiście przepisów na muffiny jest już chyba tyle ile kucharek, ale ja od zawsze stosuję właśnie ten i jeszcze mnie nie zawiódł - babeczki zawsze znikały w mgnieniu oka! ;)


Do ich przyrządzenia należy przygotować:
2 szklanki mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki cukru (ja użyłam waniliowego własnej roboty)
1 łyżeczka soli (lub ciut mniej)
1 duże jajko
1 szklanka mleka lub jogurtu (ja użyłam owocowego kefiru, bo akurat był w lodówce i wyszło super!)
1/2 szklanki oleju roślinnego - oliwy lub masła

Są to składniki niezbędne do upieczenia 12 babeczek.


Najpierw zawsze przygotowuję składniki suche, przesiewam mąkę, dodaję cukier, szczyptę soli i proszek do pieczenia.


Następnie łączę składniki suche z mokrymi. Rzadko zdarza mi się ściśle trzymać przepisu, tym razem nie miałam w domu ani mleka ani zwykłego jogurtu dlatego wybrałam do muffinek kefir owocowy i powiem wam, że sprawdził się świetnie, bo babeczki miały przez to jeszcze ciekawszy smak i wszyscy pytali mnie cóż za tajemniczy składnik tam dodałam ;) Wszystkie składniki łączymy ze sobą, wiele przepisów mówi, by nie robić tego zbyt dokładnie, ja jednak zawsze czekam aż powstanie mi jednolita masa.


Gdy masa jest już gotowa nastawiam piekarnik na 200 stopni i przygotowuję blachy wykładając je specjalnymi foremkami do muffinek. 


Po czym wypełniam foremki masą tak do 2/3 ich wysokości.


Teraz zostaje już tylko włożyć blachy do nagrzanego piekarnika i poczekać z 20-25 minut aż wyrosną i nabiorą pięknego, złotobrązowego koloru!


Na koniec posypuję je jeszcze tylko cukrem pudrem i gotowe! Można się zajadać pysznościami. Tak jak mówiłam jest to przepis na podstawowe muffiny, bliżej świąt planuję zrobić inne, to wtedy pewnie pokażę jak zmodyfikować ten przepis. A póki co to serdecznie polecam spędzenie w kuchni niecałej godzinki by wyczarować dla ukochanych coś, z czego na pewno się ucieszą!

Smacznego! ;)

czwartek, 24 listopada 2011

Herbaciana jesień

To co uwielbiam w jesieni to długie wieczory spędzane w ciepłym domu, owinięta kocem, z dobrą książką w ręku i kubkiem pysznej herbaty. I to właśnie o herbatach będzie dzisiejszy post. Wiosną czy latem zawsze wybieram opcję spędzenia wieczorów poza domem, najlepiej na świeżym powietrzu, jednak jesienią i zimą, gdy za oknem już o 16 jest ciemno i zimno wolę zaszyć się w domu i delektować smakiem jesieni, która u mnie jest zdecydowanie herbaciana! 

Po dzisiejszych kilkugodzinnych zakupach również zdecydowałam się na ogrzewającą herbatkę owocową o aromacie pomarańczy i goździków. Dodatkowo postawiłam na kupiony dziś zimowy kubeczek :) i pyszne jabłuszko na kolację. Pycha!


Jakie herbaty lubię? To zależy od pory roku, od dnia, od samopoczucia. Ostatnio często sięgam po którąś z widocznych poniżej. Wcześniej wręcz nienawidziłam tego typu wynalazków, ale muszę przyznać, że teraz naprawdę mi zasmakowały. Zwłaszcza ta po prawej, którą odkryłam w Biedronce (!) - nie spodziewałam się, że ta sieć może mieć w swojej ofercie coś naprawdę smacznego, a tu proszę, niespodzianka! Dla mnie super! ;)


Oprócz nich w mojej kuchni od dawna królują herbatki kupowane w herbaciarniach, gdzie nigdy nie mogę zdecydować się na jedną i wracam do domu z zapasem herbat jak dla pułku wojska ;) Można u mnie znaleźć herbatki czarne, zielone, owocowe - co kto lubi! Jedną z moich ulubionych jest ta o nazwie 'wiśnie w rumie' (na zdjęciu jest wsypana do puszki, więc niestety nazwy nie widać), jednak w czasie świąt króluje ciekawa kombinacja smaków 'przysmaku św. Mikołaja'. Natomiast gdy chcę trochę ochłonąć sięgam po rewelacyjne herbaty zielone, na chwilę obecną jest to albo 'ananasowa', albo cytrusowa 'milenium'. 


Natomiast gdy chcę poczuć smak lata sięgam po rozpuszczalne 'herbatki' przywiezione z Turcji. Zaparzam je sobie w specjalnych szklaneczkach (identycznych jak na obrazku) i momentalnie wracają wspomnienia spacerów tureckimi plażami, smak soku z granatu pity podczas każdej wizyty w porcie czy zakupy w tureckich butikach, gdzie częstowano klientów własnie tym napojem. Uwielbiam takie chwile zapomnienia i poświęcenia się wspomnieniom, dlatego nie mogłam odmówić sobie przywiezienia choćby odrobiny Turcji do domu. :)


A czy Wy lubicie spędzać jesienne wieczory z dobrą herbatą? Jestem ciekawa po co Wy sięgacie najczęściej w takich momentach, macie swoje ulubione napoje? 

Ciao ;*

środa, 16 listopada 2011

Ostatnie zakupy

Podczas przerwy na kawę postanowiłam napisać dla Was krótką notkę z moimi ostatnimi zakupami. Jesienią zbytnio nie szaleję w kwestii kosmetyków, wolę kupić sobie setny sweterek czy bluzeczkę :) Kilka fajnych rzeczy udało mi się jednak zdobyć i oto one!

Tusz, w którym zakochałam się od pierwszego użycia! Miałam niesamowite szczęście, że udało mi się go dostać, bo naprawdę jest tak świetny jak słyszałam! Mowa oczywiście o tuszu do rzęz Covergirl lashblast fusion - uwielbiam! Jeszcze nigdy żaden tusz aż tak nie pogrubiał, podkreślał i podkręcał moich rzęs! Marzenie! Jak tylko mi się skończy sprawdzę, czy Max Factor, to naprawdę europejski odpowiednik tej firmy.


Następnym cudem, które postanowiłam nabyć jest bronzer z NYXa. Od dawna chodziłam za jakimś dobrym  bronzerem, którym nie zrobię sobie krzywdy. Przez przypadek trafiłam na ten z NYX i jestem zadowolona. Świetnie się nakłada, ma rewelacyjny kolor (którego intensywność można z łatwością stopniować dzięki formie mozaiki) i idealnie współgra z moimi różami. Na dzień dzisiejszy jestem z niego niesamowicie zadowolona! Jego dokładna nazwa to NYX Mosaic Powder, mój jest w odcieniu Latte.





Skusiłam się także na zapach polecany przez Agę (Nieesia25). Podreptałam sobie do Lidla po zapach do złudzenia przypominający słynne Coco Mademoiselle by Chanel, czyli Suddenly Madame Glamour. Był to strzał w dziesiątkę i za niedługo będę zmuszona podreptać już po kolejną buteleczkę! Zapach jest śliczny, mi idealnie pasuje do jesieni, ale co ważniejsze - utrzymuje się cały dzień! Choć mam w swoich zbiorach i perfumy za ponad 200zł, to nigdy nie dostawałam tyle komplementów odnośnie tego jak pachnę, jak podczas używania tego cuda! A szaliczki czy chusty potrafią nim pachnieć nawet jeszcze dwa, czy trzy dni po użyciu! Jednym słowem - kocham ;)


Natomiast po recenzji Asi (kiediska86) zdecydowałam się wybrać do apteki po Oeparol Femina. Właśnie kończę to opakowanie i wiem, że na dniach pójdę po kolejne! Zawsze na jesień mam problem z rozdwajającymi się paznokciami i w tym roku ten problem mnie nie ominął, jednak od kiedy używam Oeparolu widzę, że stały się one zdecydowanie twardsze. Dodatkowo rozpiera mnie jakaś wewnętrzna energia i od kiedy biorę te tabletki wstawanie rano (a jestem strasznym śpiochem!) nie wydaje mi się już takie straszne ;)


Na koniec coś nie kosmetycznego, mianowicie książka, na tyle rewelacyjna, że przeczytałam całą w mniej niż 24 godziny! ;) Uwielbiam tematykę II wojny światowej, ukrywających się Żydów i wszystkiego co z tym związane (zresztą nie bez powodu moja magisterka była taka a nie inna :P), ale ta książka jest nie tylko dla tych, którzy jak ja chcą wiedzieć jak najwięcej o tamtych czasach. To utwór, który nadaje się dla każdego. Ukazuje losy kilkuletniej dziewczynki, Żydówki, która w czasie wojny zmuszona była wraz z rodzicami i młodszym bratem ukrywać się przez kilka miesięcy w kanałach. Poruszająca historia ukazana oczami niewinnego dziecka, które stara się zrozumieć co dzieje się wokół niego. Coś pięknego!


Mam nadzieję, że Wam się podobało ;) Używałyście któryś z tych produktów? Co o nich myślicie? 

Ciao!

niedziela, 13 listopada 2011

11.11.11 - Dzień Niepodległości

Na początek bardzo przepraszam za długą nieobecność, ale choroba plus kilka innych spraw trzymało mnie daleko od blogowego świata. Ale teraz już jestem i będę pisać regularnie. Mam już dla Was przygotowanych kilka recenzji kosmetyków, do pokazania kilka nowych zdobyczy a także ciekawe przepisy kulinarne czy recenzje książek, wszystkiego po trochu ;) Udało mi się już ze wszystkim ogarnąć i mam nadzieję znów gościć tutaj systematycznie! Dzisiaj, tak na rozgrzanie, mam dla Was kilka zdjęć z gdyńskiej parady z okazji Dnia Niepodległości.


Marszałek Piłsudski oczywiście rozpoczynał paradę!




Mój Wojak co prawda akurat jest na urlopie, ale prawda, że nasze polskie wojsko coś w sobie ma? :P



Niezależnie od epoki i kroju munduru, wojska wiedzą jak się prezentować ;)



Mali harcerze byli przeuroczy!


Jako że uwielbiam podczas fotografowania wyszukiwać ciekawych detali i tym razem nie mogło się bez tego obejść!



Koniec parady na Skwerze Kościuszki w Gdyni.


I choć trochę patriotycznie ja w ten już chłodny, ale na szczęście słoneczny dzień ;) 


W takich dniach jak ten jestem dumna z tego, że jestem Polką!

Do usłyszenia wkrótce! ;*