niedziela, 28 sierpnia 2011

Letnie stópki ;)

Lato to pora roku kiedy każda z nas dba o stopy nad wyraz dokładnie. To wizytówka zadbanej kobiety, więc nie dziwi, że zrobimy wszystko by wyglądały one jak najlepiej podczas letnich wojaży.


To oczywiste, że gdy chodzimy w otwartych butach - japonkach, klapkach, sandałkach etc, chcemy by nasze stopy wyglądały delikatnie i atrakcyjnie, tym bardziej, że takie obuwie stóp zbytnio nie rozpieszcza, często są przesuszone i trzeba o nie dodatkowo zadbać - jak?  Zaraz Wam pokażę co ja robię by moje stópki zdrowo przetrwały lato i bym nie musiała się ich wstydzić ;)

Na początek 'stópkowego SPA' - porządne wymoczenie. Do ciepłej (nie gorącej!) wody dodaję zmiękczacz. Najczęściej jest to sól do kąpieli z uzdrowiska Iwonicz o nazwie Iwoniczanka, zapach jaśminu dodatkowo jest jej atutem. Jak obiecuje producent "kąpiel w soli pobudza krążenie, działa odprężająco na organizm i regeneruje skórę, pozostawiając ją miękką i przyjemną w dotyku; zmysłowy zapach jaśminu uspokaja i zmniejsza napięcie nerwowe". Ze swojej strony powiem, że podpisuję się pod każdym słowem! To zdecydowanie mój ulubiony produkt do moczenia stóp. 
Jednak gdy mam dość jaśminu sięgam po 'lawendową kąpiel do stóp' z Avonu, z nią jest już trochę gorzej, gdyż nie zmiękcza stóp tak jakbym chciała, jednak pachnie rewelacyjnie! Coś za coś jak mówią ;) (Cen tych produktów niestety nie pamiętam.)


Następnie czas na pozbycie się zbędnego naskórka i nadmiaru przesuszonej skóry, o którą latem nie trudno. Do tego celu używam widocznej na zdjęciu tarki z Avonu. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych część z tymi 'oczkami' może być za mocna, jednak dla moich stóp jest idealna! Używałam już wielu tarek szukając tej idealnej i żadna nie sprawdzała się tak jak ta! Obie jej strony są rewelacyjne, w dodatku mam już ją jakieś półtora roku i nic się z nią nie dzieje! Cena - ja zapłaciłam za nią niecałe 3zł, gdy była w promocji, ceny regularnej nie pamiętam.


Teraz czas na peeling. To czego nie udało się pokonać tarce lub pozostałości, które okazały się zbyt małe dla niej, to zadanie dla peelingu. Moim faworytem do tego zadania jest odkryty nie tak dawno produkt z Bielendy z serii 'Granat - idealna pielęgnacja' (cena - ok 4zł za duo) peeling do stóp. Jego działanie jest świetne, saszetka zawiera 10 ml substancji co wystarcza swobodnie na minimum dwa użycia. Stopy dzięki niemu są jeszcze miększe i delikatniejsze, eliminuje on wszelkie pozostałe szorstkości czy zgrubienia - ogólnie ideał ;)
Jednak gdy nie potrzebuję aż tak dokładnego peelingu wówczas wybieram 'Peeling do stóp Wiśniowa Świeżość' z Avonu (cena - ok 8/10zł). Zapach ma obłędny, który po prostu ubóstwiam! Świeży, owocowy - taki jak lubię, zwłaszcza latem! Co do samego produktu to jest to peeling naprawdę delikatny, drobnoziarnisty, który świetnie odświeża stopy., moim zdaniem nadaje się nawet do codziennego stosowania



Kolejny etap to porządne nawilżenie! Tak jak nie wszystkie wymienione tutaj kroki wykonuję codziennie, to etap nawilżania jest już wieczornym rytuałem! ;) To, zwłaszcza latem, najważniejszy element, gdyż chodząc w japonkach czy innych wakacyjnych butach, stopy przede wszystkim są narażone na wysuszenie. By do tego nie dopuścić używam kilku produktów, który wybiorę zależy od stanu, w jakim w danym momencie są moje stópki. 
Gdy ich stan jest poważny i potrzebują ekstremalnej pomocy stawiam na krem z SVR Xerial 50, który w swoim składzie ma 50% czysty mocznik. Po raz pierwszy usłyszałam o tym produkcie od Szusz1313 i czym prędzej pobiegłam go kupić. Cena niestety nie jest jego plusem, gdyż za 50ml płacimy ok 40zł, natomiast jest jej zdecydowanie wart! Zawsze miałam problemy ze swoimi stopami, jednak teraz gdy tylko coś się zaczyna używam go przez kilka dni i mam spokój, zatem jak najbardziej to mój ulubieniec! 
Do codziennej pielęgnacji nadaje się jednak 'lawendowy krem do zmiękczonych stóp kojąco-ochronny' z Iwoniczanki. W swoim składzie zawiera on między innymi leczniczą sól iwonicką, nano miedź oraz naturalne olejki eteryczne. Świetny do codziennego, wieczornego stosowania - rano stopy są delikatne i odświeżone, przygotowane do długich wędrówek ;)
W dni gdy używam peelingu z Bielendy zazwyczaj decyduję się na krem z kompletu. Nie jest on moim ulubieńcem, jak dla mnie jest zbyt tłusty a film który zostawia czuję na stopach jeszcze rano, natomiast dla tych, którzy oprócz nawilżenia szukają w takim kremie także natłuszczenia nada się on idealnie.


Na tym kończę zazwyczaj swoją pielęgnację. Jednak mam jeszcze inne sposoby by ulżyć swoim stopom w wakacyjne dni. Jednym z nich są żelowe wkładki do butów, dostępne zarówno do klapek, butów na obcasie czy do japonek, jak te, które przedstawiam na zdjęciu. Moje kupiłam w SuperPharm za niecałe 16zł z firmy KIWI i mam je chyba już we wszystkich butach, a moje stopy są mi za to bardzo wdzięczne, hihi ;)
Kolejnym ratunkiem w upalne dni jest 'chłodzący spray do stóp Wiśniowa Świeżość' z Avonu. Chłodzi rewelacyjnie i redukuje spuchnięcie stóp, wchłania się niemal natychmiast więc 'psik, psik' na nóżki i można iść dalej czując przyjemne odświeżenie ;) Niestety jego głównym składnikiem jest alkohol, więc nie można z nim przesadzić. Cena to około 10zł.


Ostatnim akcentem pięknych, zadbanych stóp jest lakier na paznokciach! Jak widać na pierwszym zdjęciu tej notki w lecie preferuję dość jaskrawe kolory na stopach (najczęściej w odcieniach różu czy czerwieni), moim zdaniem wygląda to naprawdę ładnie przy opalonym ciele i z jasnym, wakacyjnym obuwiem. Jednak to nie znaczy, że tylko na mocny kolor zawsze stawiam, czasem wybieram także typowy french lub delikatny look jak na zdjęciu poniżej.


Oprócz zabiegów opisanych powyżej średnio raz na 3-4 miesiące staram się iść na profesjonalny pedicure, by moim stopom niczego nie brakowało. Tak wygląda moje dbanie o stopy, a jak Wy sobie z tym radzicie? Macie jakieś sprawdzone sposoby i produkty, które nigdy Was nie zawiodły? A może macie inne zdanie odnośnie kosmetyków, które ja zaprezentowałam? Czekam na opinie!

Pozdrawiam ;)

piątek, 26 sierpnia 2011

Prezent od Nivea

Kupując jakiś czas temu w Rossmanie wzięłam ze sobą do domu ich gazetę 'Skarb' i oprócz EcoTools odkryłam w niej także promocję, która mnie zainteresowałam. Jestem kobietą, a jak wiadomo - kobiety mają dużo ze sroki :P Świecidełka zawsze mnie kręciły i moja kolekcja biżuterii jest naprawdę dosyć duża. Nie przepadam za biżuterią sztuczną, choć i jej trochę się znajdzie w moich zbiorach, jednak przeważają zdecydowanie ozdoby srebrne, gdyż złota jakoś nie lubię ;) Z tego też powodu, jak tylko zobaczyłam co oferuje Nivea, nawet długo się nie zastanawiałam i wyruszyłam po to:


Gdy kupiło się produkty do włosów Nivea za minimum 30 zł dostawało się drobne kolczyki z firmy Yes. Oczywiście cwaniacy poobniżali ceny produktów tak, że trzeba było średnio kupić minimum cztery by otrzymać upominek, ale mnie to jakoś nie odstraszyło. Lubię pianki do włosów i właśnie te z Nivei miałam na oku do przetestowania. Póki co dużo o nich nie powiem, za krótko ich używam by wyrażać opinię, natomiast jak już je ocenię to recenzja zapewne też się tu pojawi ;) Oprócz nich wybór padł także na dwa męskie szampony dla drugiego domownika i kolczyki były już do odebrania!


Nie jest to nic powalającego, ot, zwykłe, drobne kuleczki z cyrkoniami, które ślicznie odbijają światło. Jednak takich drobinek akurat nie mam, a do rozpuszczonych włosów czasem się przydają by nic się koło uszu nie plątało, hihi ;) Skoro i tak planowałam kupić te produkty z Nivea, to tylko ucieszył mnie ten dodatkowy prezent! W końcu nigdy nie ukrywałam jaka ze mnie sroka ]:->

Pozdrawiam inne Sroki ;*

wtorek, 23 sierpnia 2011

Najnowsze zdobycze ;)

Dziś chcę podzielić się z Wami moimi ostatnimi nabytkami i pokazać co udało mi się kupić. Co prawda po wakacyjnych wojażach mój budżet jest mocno nadwątlony, co utrudnia wszelkie zakupy, ale przecież nie od dziś wiadomo, że jak kobiecie zależy, to sposób zawsze znajdzie, hihi :P 

O tym, że do Rossmana mają wejść pędzle Ecotools dowiedziałam się z ich gazetki "Skarb" i nie ukrywam, że byłam w niezłym szoku! Nie spodziewałam się czegoś takiego, ale niezmiernie mnie to ucieszyło i czym prędzej udałam się do osiedlowego Rossmana w celu sprawdzenia inwentarza - i co? Były! Co prawda tylko chyba trzy rodzaje, ale były ;) Zdecydowałam się na początek na ich pędzel do cieni:


Potrzebowałam najzwyklejszego pędzla do nakładania cienia na całą powiekę - w tym wypadku zakupiony przeze mnie pędzel nie spełnia moich oczekiwań. Jest zbyt obły by zrobić to tak jak lubię. Jak widać na zdjęciu poniżej nie jest to typowy, języczkowy pędzel do cieni, tylko właśnie większy, z zaostrzonym czubkiem. Z zakupu jestem zadowolona, choć używam go raczej do nakładania cienia w załamanie oka lub do roztarcia zewnętrznego kącika niż do zabarwienia całej powieki. Cena - ok 16zł. 


Moimi kolejnymi najnowszymi zdobyczami są dwa cienie z Inglota. Jesień coraz bliżej, więc powiększam swoją neutralną paletkę o kolory, które znajdą zastosowanie w większości makijaży tej pory roku. Tym razem mój wybór padł na te dwa kolorki:


Są to 402 Pearl (lewy) oraz 145 AMC Shine (prawy). Cień z lewej strony początkowo przypominał mi trochę Satin Taupe z Maca, gdyż kolor jest naprawdę podobny, jednak nie mieni się na tyle różnych odcieni co Mac. Natomiast brązu szukałam typowo czekoladowego i póki co ten ze zdjęcie został moim faworytem w tej dziedzinie (Nie wiedziałam, że znalezienie cienia czekoladowego może być aż tak trudne! Żaden inny nie był wg mnie czekoladowy w odpowiedni sposób, hihi ;) Dopiero ten spełnił te wymagania.). W słońcu prezentują się następująco:


Na powiecie trzymają się naprawdę długo i świetnie się blendują, więc nie widzę powodu by na nie narzekać ;) Cena - ok 10zł (wkład).

Kolejną zdobyczą (najnowszą, bo dzisiejszą ;P) jest cień w kremie z limitowanej serii Essence "Ballerina Backstage". Nie wiem jeszcze jak sprawuje się na oku i czy nie roluje się po kilku godzinach, w każdym razie ja stosować go będę prawdopodobnie i tak na bazę, gdyż u mnie jego zadaniem będzie rozjaśnienie powieki oraz podbicie koloru cienia, który położę na górę.


W opakowaniu wygląda na lekko różowy, jednak jak widać na swatchu jest to raczej kolor biały. Mój to 01 dance the swan lake. Co mi się w nim spodobało, nie jest on tak kremowy, jak cienie z Maybelline, które rzeczywiście są delikatne jak mus, na moich powiekach się to nie sprawdzało. Produkt z Essence w konsystencji jest jakby trochę kredowy. Brzmi to dziwnie, gdy mowa o cieniu w kremie, jednak takie mam odczucie, jest on suchszy niż spotykane przeze mnie do tej pory kosmetyki tego typu i strasznie mi się to podoba. Cena - ok 10zł.


Ostatnią zdobyczą jest balsam do ust z Lusha "Honey trap" i jego fanką akurat nie zostałam. Zużyję go jesienią, to pewne, natomiast nie jest to najlepszy produkt tej firmy. Zapach miał być miodowy, moim zdaniem jest korzenny i zdecydowanie za mocny, co gorsza - utrzymuje się przez dłuższy czas. W dodatku jest dość twardy, co przy aplikacji palcem tylko sporo utrudnia. Lubię produkty z Lush, jednak wątpię bym skusiła się na kolejny balsam do ust, zwłaszcza, że jego cena to ok. 7 euro.


Interesuje mnie co Wy myślicie o tych produktach? Jak sprawdzają się u Was?

Pozdrawiam! ;)

środa, 17 sierpnia 2011

Wakacyjne hity i kity ;)

Na pierwszy post 'tematyczny' wybrałam sobie "Wakacyjne hity i kity". Mamy już połowę sierpnia, więc lato nieubłaganie zbliża się do końca. Miejmy chociaż nadzieję, że w te ostatnie letnie tygodnie dopisze nam pogoda i będzie piękne słońce, a nie ciągle deszcz, bo to już trochę nudne ;)


Przechodząc jednak do tematu postu - chcę przedstawić Wam kosmetyki, które moim zdaniem mogą nosić tytuł 'hitów', bądź też 'kitów' obecnego lata. Na początek przedstawiam kosmetyki, bez których nie wyobrażam sobie letnich miesięcy:


To zdecydowanie moi faworyci! Praktycznie każdy letni makijaż mogłam wykonać wyłącznie przy użyciu tych kilku cudów. A dokładniej...

Eyelinery z Essence, kolory 02 - London baby (brąz) oraz 03 - Berlin Rocks (fiolet). Wykonanie kreski tymi produktami jest dziecinnie proste, wystarczy sprężysty pędzelek i każdy sobie poradzi! Mają świetną, kremową konsystencję, która idealnie rozprowadza się po powiece i dodaje charakteru jasnym, wakacyjnym makijażom! Cena - ok. 8zł.

Paleta Sleek 'Oh so special' większości już świetnie znana. Początkowo byłam niepocieszona, że nie udało mi się dorwać paletki 'Paraguaya', ale gdy dotarła do mnie ta widoczna na zdjęciu - przepadłam. Kolory świetne, nadają się do wykonania makijażu zarówno dziennego jak i wieczorowego, zatem paleta idealna by zminimalizować swój wakacyjny bagaż. Pigmentacja cieni niesamowita, wystarczy delikatne przyłożenie pędzla i można działać. Niektóre kolory niestety się osypują, ale moim zdaniem nie na tyle, by dyskwalifikować całość. Cena - ok. 30zł. 
 
Róż do policzków firmy NYX o kolorze PB 25 Pinched. Ogólnie uwielbiam róże z NYXa, ale na lato, do opalonej skóry, ten ciepły odcień z delikatnymi, złotymi drobinkami jest najlepszy! Uwielbiam także jego lekko kremową konsystencję, dzięki której trudno zrobić sobie krzywdę, a na twarzy prezentuje się genialnie! Cena - ok. 25zł.

Maybelline Dream Mat Powder - kolor 07 sand. Puder matujący, który w wakacje wydaje mi się niezbędny. Nie matuje co prawda na cały dzień, ale kilka dobrych godzin daje radę, a to i tak najdłużej z wszystkich pudrów, które kiedyś testowałam, zatem zdecydowanie jest moim hitem i gdy tylko mi się skończy (a jak widać na zdjęciu to już wkrótce :P) na pewno kupię kolejny! Cena - ok. 35zł.

Lakiery do paznokci firmy Golden Rose seria Paris, cała letnia kolekcja. Posiadam tych cudownych, świeżych kolorów więcej, tutaj prezentuje przykładowe. Choćby neonowy róż (idealny na stopy!) to numer 211, ostry pomarańcz - 95, klasyczna w tym roku mięta - 225 i niebieski - 230. Nie wiem ile wytrzymują same lakiery, gdyż ja kładę zawsze na nie top coat (również z GR) i w tym połączeniu 5-6 dni bez odprysków to minimum. Cena - ok. 6zł sztuka.

Teraz coś co mnie baaardzo zawiodło tego lata i na co na pewno już się nie zdecyduję. Moimi 'kitami' zostają:

Żel do mycia ciała z Yves Rocher z serii 'Jardin du Monde' o zapachu Orange de Floride. Jednak zapach to jedyny plus tego produktu, na wakacje rzeczywiście świetny. Natomiast cała reszta - do niczego. Przede wszystkim żel jest zupełnie niewydajny! W dwa tygodnie zużyłam praktycznie całość (200ml), gdzie nie lałam go na siebie jakoś wyjątkowo dużo. Do tego pienił się dość średnio, a zapach znikał tuż po spłukaniu się wodą. Nie był drogi, ale spodziewałam się czegoś lepszego. Cena - ok. 10zł.

Drugi produkt, który mnie nie przekonał to puder rozświetlający z Inglota (kolor numer 85). Lubię Inglota, ale ten kosmetyk zupełnie im się nie udał! Nie było ani rozświetlenia ani niczego! Pigmentacja praktycznie zerowa, nawet zdrapanie górnej warstwy nic nie pomogło. Chciałam ładny rozświetlacz - dostałam coś, co pewnie wyląduje w śmieciach, bo mnie zupełnie nie przekonało - niestety. Cena - ok. 40zł.

To tyle, jeśli chodzi o ten temat. A jakie są wasze ulubione wakacyjne produkty? Jakie was rozczarowały? Może macie inne zdanie co do produktów, które ja wymieniłam? Jestem ciekawa i czekam na wasze opinie!

Pozdrawiam!

Powitanie!

"Kobieta jest cudem boskim, szczególnie jeśli ma diabła za skórą."
  Alfons Allais

Prawdziwa kobieta cieszy się z tego kim jest i pielęgnuje to w każdej sekundzie życia. Nie pozwala by ktokolwiek mógł odebrać jej pewność siebie i świadomość swoich atutów. Wyjątkowość kobiet polega na tym, że dzielą się ze sobą swoimi sposobami na lepszą rzeczywistość i radami na radzenie sobie w otaczającym świecie. Bo dlaczego nie? Skoro można nauczyć się czegoś na błędach innych, to czemu nie skorzystać z czyichś rad? Kobiety wiedzą co dla nich dobre i nie warto pozwolić tej wiedzy niepostrzeżenie umknąć...

Tym właśnie motywowana postanowiłam także i ja założyć tegoż bloga, może akurat komuś przydadzą się moje doświadczenia, zgodzi się z moimi przemyśleniami albo skorzysta z moich rad - zobaczymy ;) W każdym razie serdecznie zapraszam do śledzenia tegoż raczkującego właśnie bloga!

Buziaki! ;*