niedziela, 26 listopada 2017

Spotkanie w Hotelu pod Jemiołą!



            Piątkowy wieczór postanowiłam spędzić w uroczym Hotelu pod Jemiołą, czy też (jak mówi tytuł oryginalny) w The Mistletoe Inn. I cóż to był za wieczór! Dawno nie przeczytałam książki tak szybko, ale po prostu nie mogłam przestać czytać. Richard Paul Evans, bo o jego utworze mowa, przeniósł mnie w cudowny, przedświąteczny czas – pełen oczekiwania i nadziei, że „najlepsze lata naszego życia są zawsze przed nami”! 



            W książce poznajemy Kim, młodą rozwódkę, która przez traumatyczne przeżycia w dzieciństwie raczej nie przepada za Bożym Narodzeniem. Pracuje ona w salonie samochodów, nie jest to jednak jej wymarzone zajęcie. Aspiruje ona bowiem do bycia słynną pisarką. Wydawnictwa jednak odrzucają jej jedyną powieść, a bohaterka nie wie jak to zmienić. Przez przypadek trafia na ślad kursu dla pisarzy romansów i… tak trafia do Hotelu pod Jemiołą. Poznaje tam sympatyczną, acz roztrzepaną Sam oraz przystojnego Zeke’a, który nieźle namiesza w życiu głównej bohaterki…

            Może i lektura jest banalna, gdyż od pierwszych stron można się domyślić zakończenia, jednak czyta się ją fantastycznie. Bohaterowie mają swoje sekrety, trudną przeszłość, wydają się prawdziwymi osobami. To, co przeżywają, to nie same pozytywne emocje, dzięki czemu lekturę czyta się naprawdę dobrze.

            Jeśli szukacie pomysłu na upominek mikołajkowy, to myślę, że „Hotel pod Jemiołą” Richarda Paula Evansa nada się do tego celu doskonale. Nawet jeśli ktoś nie ma na takie przyjemności jak czytanie za dużo czasu, to te kilka chwil z lekturą w dłoni na pewno spędzi z radością! 

* Hallmark wypuścił kilka dni temu ekranizację tej książki, tytuł to oczywiście „The Mistletoe Inn”. Ogląda się go całkiem dobrze, aktorzy zostali dobrani wyśmienicie, ale… w niczym nie dorównuje książce! Jestem pewna, że gdybym najpierw obejrzała film, to już nie zdecydowałabym się później na lekturę. Postacie spłycono do minimum, wycięto sporo ważnych scen (jak choćby problem zdrowotny ojca Kim i jego znajomych ze szpitala dla weteranów) i całość stała się prostą, wręcz infantylną komedią romantyczną dla dorosłych. Dlatego z góry mówię – zdecydowanie warto przeczytać książkę, gdyż jest dosłownie o niebo lepsza! *
 

środa, 2 sierpnia 2017

Tetsuya Honda – „Przeczucie”



            Od czasu do czasu lubię sięgnąć sobie po dobry kryminał. Problem polega zazwyczaj na spełnieniu kryterium „dobry”, bo o to wcale nie jest łatwo. Gdy dostałam propozycję przedpremierowej lektury „Przeczucia” T. Hondy, stwierdziłam, że w Japonii czytelniczo dawno nie byłam i czas to zmienić!


            Główną bohaterką jest komisarz Wydziału Zabójstw Tokijskiej Policji Metropolitalnej – Reiko Himekawa. Tokio jest o tyle specyficznym miastem, że tam nikt nie wyrzuci na ulicę choćby papierka… tymczasem pewnego dnia pod żywopłotem ktoś zauważa spory niebieski worek na śmieci w kształcie człowieka… To właśnie rozwiązaniem tego morderstwa zajmuje się dowódca zespołu, czyli Reiko. Dzięki jej przeczuciom policja trafia na odpowiedni trop i podąża śladami mordercy.

            „Przeczucie” to jednak nie tylko historia rozwiązania tej zagadki, książka jest bowiem bardziej skomplikowana. Przedstawione są w niej choćby losy samej Reiko i jej zatrważająca przeszłość, która wpłynęła na wybór kariery bohaterki. To, co podobało mi się w tej lekturze, to na pewno nieoczywistość. Nic nie jest takie, jakim się wydaje. Nikt nie jest tylko dobry albo tylko zły. To nie jedna osoba doprowadzi do schwytania sprawcy, tylko praca kilku z nich. Także sama postać mordercy prawie do końca pozostaje tajemnicą. Książka jest tak skonstruowana, żeby jak najczęściej zwodzić czytelnika – i to właśnie lubię.

            Ciekawym doświadczeniem było także zmierzenie się z tymi wszystkimi japońskimi imionami oraz orientowanie się kto jest kim – nie powiem, było to wyzwanie! Tak jak Reiko jeszcze dało się łatwo zapamiętać, tak Tamotsu Ishikura, Shinji Otsuka, Kensaku Katsumata czy Sadanosuke Kunioku byli zdecydowanie trudniejszymi bohaterami, a to tylko kilku z całej masy osób, które spotykamy w trakcie lektury. Dodatkowo miesza to w głowie czytelnika, przez co jeszcze trudniej zidentyfikować sprawcę.

            „Przeczucie” to podobno pierwsza część cyklu o młodej pani komisarz. Cieszę się, gdyż to znaczy, że za jakiś czas ponownie spotkam się z bohaterką w Tokio i będę odkrywała kolejne zagadki kryminalne. Już nie mogę się doczekać!

piątek, 28 lipca 2017

Magda Stachula „Trzecia”



            Rok temu podczas letniego urlopu czytałam debiut Magdy Stachuli - „Idealną”. Tym razem (również latem) premierę miała kolejna książka Autorki – „Trzecia” i już na wstępie powiem, że była jeszcze lepsza niż pierwsza pozycja! Pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia, gdyż nie mogłam się od niej oderwać. Stachula to zdecydowana mistrzyni thrillera psychologicznego!


            Główna bohaterka – Eliza – jest terapeutką. Od pewnego jednak czasu sama zastanawia się nad terapią, gdyż wydaje jej się, że ktoś ją śledzi… Czy słusznie? A może to zbieg okoliczności? Czy ma podstawy sądzić, że ktoś może chcieć ją śledzić? Co wydarzyło się w jej młodości? A kim jest tajemniczy Anton? I dlaczego na jego liście Eliza jest trzecia? Co to za lista? 

            Pytania podczas lektury tylko się mnożą, na szczęście na wszystkie poznajemy odpowiedź, gdy doczytamy książkę do końca. Nie mogę zdradzić więcej, by nikomu nie zepsuć przyjemności z lektury. Trzeba jednak przyznać, że ta pozycja Autorki to już nie tylko thriller psychologiczny, który gra na uczuciach czytelnika, ale także spora dawka wątków kryminalnych, a te bardzo lubię.

            Warto zatem zabrać ze sobą „Trzecią” na urlop, jeśli lubicie czuć dreszczyk emocji. Na nudę podczas lektury na pewno nie można narzekać!