piątek, 21 października 2011

Kilka słów o filmie i małe zakupy

Uwielbiam takie dni jak wczoraj - zakupy, kino, kawka i to z kim? Z mamą! W dzisiejszych czasach dla rodziców rzadko kiedy ma się czas, zwłaszcza, gdy od dawna się już z nimi nie mieszka. Zawsze ważniejszy jest ktoś inny, chłopak, przyjaciółka, znajomi... dlatego nawet nie wiecie jak się cieszę, że udało mi się wreszcie wyrwać gdzieś z własną mamą ;) Brakowało mi już takich wypadów tylko we dwie i chętnie nadrobiłam z mamą wszelkie zaległości, plotkom nie było końca, hihi. Jednak przechodząc do rzeczy - główną motywacją naszej wyprawy było kino. Mama dostała ostatnio w prezencie voucher do kina na 'Bitwę Warszawską 1920' i postanowiłyśmy go po prostu wykorzystać. Po obejrzeniu tegoż filmu naszło mnie kilka refleksji, którymi muszę się podzielić.

(plakat pochodzi ze strony www.konin.lm.pl)

Przede wszystkim - brawa dla Sławomira Idziaka za zdjęcia! Niestandardowe kadry, pozycje kamer i niesamowite ujęcia zapierają dech w piersiach podczas całego filmu, moim zdaniem - genialne! Także muzyka odegrała tutaj ważną rolę i muszę przyznać, że momentami trudno było mi rozstrzygnąć co wywiera na mnie większe wrażenie - to co widzę, czy to co słyszę. Jeśli chodzi o aktorów, to pomijając fakt, że zagrały tutaj oczywiście te same osoby co we wszystkich innych polskich filmach, to kilka osób jeszcze bardziej potwierdziło swoją klasę. Mówię tu między innymi o Danielu Olbrychskim, który w roli marszałka Piłsudskiego był najzwyczajniej w świecie niezastąpiony, chyba nikt inny nie pasowałby mi do tej roli bardziej - mocny charakter, zdecydowany, nie uznający odmowy. Moim zdaniem także Adam Ferency po raz kolejny udowodnił jak świetnym jest aktorem, któż inny mógłby wcielić się w postać Czekisty i w tak dosadny, a jednocześnie prosty sposób wyjaśnić czym kierują się bolszewicy? Jak dla mnie była to jedna z ważniejszych scen tego filmu. Jeśli chodzi natomiast o głównych bohaterów filmu, których zagrali Borys Szyc oraz Natasza Urbańska to mam mieszane uczucia. No wybaczcie, ale moim zdaniem Urbańska po prostu nie jest aktorką nadającą się do takich filmów. W pierwszej części filmu, gdy jej rola ograniczała się do śpiewania, tańczenia i uśmiechania - sprawdziła się idealnie, ma kobieta talent i nie da się tego ukryć! Natomiast później - było już tylko gorzej. Z tego co zaobserwowałam to w większości 'istotnych' scen miała ona dokładnie ten sam wyraz twarzy! Dowiadując się, że jej ukochany nie żyje miała identyczną minę, jak gdy otrzymała informację, że jednak przeżył - wyglądało to komicznie! Jednak widać było, że zauważył to chyba także reżyser, gdyż w ostatniej, najważniejszej dla pary bohaterów scenie, cały czas pokazywany jest Szyc i tylko tył głowy Urbańskiej. Autorzy filmu najwyraźniej zdali sobie sami sprawę z tego, że Borys Szyc już samym swoim spojrzeniem wyrazi więcej niż Urbańska. Dlatego o Szycu nawet nie będę się rozpisywać, uważam iż sprawdził się w swojej rol rewelacyjnie, nic dodać, nic ująć.

Pewnie znalazłabym więcej uwag, ale nie będę was zanudzać. Ciekawi mnie czy i Wy widziałyście już ten film i co o nim sądzicie. Rozumiem przecież, że ktoś może mieć inne zdanie, skoro jest to moja czysto subiektywna opinia ;)

Przechodząc jednak do zakupów, które udało mi się zrobić jeszcze przed filmem, to mam Wam do pokazania tylko kilka drobiazgów, większy haul w którejś z przyszłych notek. Natomiast wczoraj w sklepie Orsay, gdzie w sumie poszłam w poszukiwaniu upatrzonej już tuniki i sweterka, których akurat nie było, wpadły mi w oko takie kolczyki. Wszystko to wina mojej mamy, która przy stoisku z biżuterią spędziła najwięcej czasu wybierając sobie nową bransoletkę, to ja czekając na nią też zaczęłam przeglądać cóż tam mają i najzwyczajniej w świecie zakochałam się w tych kolczykach! Są naprawdę lekkie i idealne na jesień! Cena to 23 zł.


Do tego w Empiku zakupiłam dwie kolejne rzeczy. Pierwsza to książka, której premiera miała miejsce 3 dni temu i wiedziałam, że muszę odłożyć na nią fundusze. Książki Coleho zawładnęły moim życiem jeszcze w gimnazjum, pokazały mi świat o jakim nie miałam pojęcia i dlatego mam do nich taki sentyment. Z tego też powodu, choć ostatnie propozycje tego autora już mi się tak nie podobają i są zbyt podobne do siebie, pisane tym samym językiem etc., to mimo to za każdym razem gdy pojawia się nowa książka czym prędzej biegnę do księgarni... no cóż, jestem sentymentalna ;) Cena - 37 zł.


Do tego dorwałam także kalendarz na 2012 rok. Już w zeszłym roku strasznie spodobały mi się te kalendarze, ale nim zdecydowałam się jaki chce kolor - nie było żadnego, rozeszły się niczym świeże bułeczki! Dlatego tym razem jak tylko weszłam do Empiku i je zobaczyłam wybrałam swój i pobiegłam do kasy ;) Nie wyobrażam sobie życia bez większości informacji, które noszę w takim kalendarzu! Cena - 25 zł.


Na koniec dnia wylądowałyśmy z mamą na kawie w Coffee Heaven. Zdecydowałyśmy się na 'chocolate carmel macchiato' i szczerze mówiąc nie zawojowała mną ta kawa, to już wolę 'creme brulee macchiato' z jesiennych propozycji Starbucksa. Chociaż największym zawodem jest dla mnie brak kawy dyniowej w obu tych kawiarniach! Mamy w końcu jesień i właśnie taki smak chciałabym móc teraz wypić, no trudno.

Ogólnie uważam wczorajszy dzień za naprawdę udany! Powinnyśmy bardziej doceniać nasze mamy i spędzać z nimi czas gdy tylko nadarza się okazja, nikt nie będzie z nami tak szczery i bezpośredni jak one ;)

Buziaki!

6 komentarzy:

  1. ładny kalendarz :) widziałam podobne :))

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny kalendarz :)
    Na film sama się wybieram :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiedziałam, że Paulo Coleho ma nową książkę. Jestem strasznie do tyłu! :(
    Śliczny kalendarzyk. :)
    PS. Dziękuję za słowa wsparcia. :*

    OdpowiedzUsuń