czwartek, 1 września 2011

GlamBox

Dzisiejsza wizyta listonosza ucieszyła mnie niesamowicie, ponieważ przemiły pan przyniósł mi to, na co tak uparcie polowałam. Jak tylko dowiedziałam się o palecie magnetycznej GlamBox wiedziałam, że muszę ją mieć! Bez dwóch zdań! Najbardziej spodobała mi się wersja z ornamentem, jednak i zebra była kusząca ;) W każdym razie wiedziałam, że jak tylko DigitalGirl wystawi ją na allegro czym prędzej muszę ją zdobyć!  W poniedziałek od siedemnastej co dziesięć sekund odświeżałam stronę by sprawdzić czy aukcje już się nie pojawiły (biegając w tym samym czasie do kuchni sprawdzać czy mięska na obiad nie przypaliłam, hihi :P te kobiece problemy :D). Gdy tylko aukcja ujrzała światło dzienne ustrzeliłam upatrzonego GlamBoxa. Co śmieszniejsze widać było, że nie tylko ja tak wytrwale na niego czekałam, ponieważ już przy następnym odświeżeniu strony, jakieś 10/15 sekund później nie pozostała na aukcji ani jedna paletka! Jak widać mają one wzięcie i to niezłe! DigitalGirl strzeliła z nimi w dziesiątkę, właśnie czegoś takiego nam brakowało! 

Oto moje cudeńko ;)


Już dzień po kupnie paletki zabrałam się za eksportowanie kilku pojedynczych cieni z ich opakowań, oczywiście posłużyłam się metodą 'na prostownicę' ;)


Niektóre cienie udało mi się wyciągnąć dosyć szybko, niektóre trzymały dość mocno i musiałam poczekać tak długo, aż plastik zaczął się topić, ale udało się, żaden cień nie ucierpiał, a to najważniejsze ;) Co prawda przy topieniu plastiku i rozpuszczaniu kleju, który trzyma cień w opakowaniu, było trochę nieprzyjemnego zapachu, ale otwarte okno załatwiło szybko sprawę. Co do bałaganu, to również nie był on za duży po całej operacji, co najwyżej trochę pyłu z każdego cienia, nic czego można by się bać.


Dziś natomiast, gdy tylko otrzymałam przesyłkę, opróżniłam swoje paletki Inglota i wszystko przełożyłam do GlamBoxa. Teraz smutne, czarne kasetki czekają na jakąś moją podróż, kiedy to cienie znów w nich zamieszkają ;)


Po zabawie w układanie cieni tak prezentuje się mój GlamBox w środku na dzień dzisiejszy:


Nic powalającego, wiem - ale ciągle powiększam swoją 'kolekcję' ;) W każdym razie pudełko jest niesamowite, świetnie trzyma cienie, nic się samo nie przesuwa i sporo mieści - do domowego użytkowania idealne! No i ten deseń na opakowaniu - miodzio! W podróż się co prawda nie nadaje ze względu na swoje gabaryty, jednak do tego w zupełności wystarczą kasetki z Inglota, w końcu podczas wyjazdów raczej nie potrzebujemy całego swojego asortymentu ;) 
Tym którzy jeszcze wahali się nad zakupem tego produktu - w stu procentach go polecam! Warto na niego 'zapolować' by nasze cienie miały piękny, przytulny domek z którego mogą być dumne, hihihi! 

Pozdrawiam cieplutko ;)

7 komentarzy:

  1. ciekawa paletka :)
    A która książka Coelho jest Twoją ulubioną? Słyszałam właśnie, że film to dno ale po przeczytaniu książki planuję go obejrzeć.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Funkcjonalna paletka, prezentuje się bardzo fajnie, choć ja sama - raczej bym się na taką nie zdecydowała.
    Czekam właśnie na moje dwie paletki ze Sleeka. :-)

    Wpadły mi w oko Twoje dwa cienie z Essence, te w prawym dolnym rogu. :-)
    Jak one się nazywają?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ze Sleeka też planuję zamówić jedną paletkę jutro :D a cienie to nr 16 Go Glam (fiolet) oraz nr 14 Irresistible (stalowy) ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja po przeczytaniu tej planuję przeczytać alchemika, już na mnie czeka ;) a polecasz jeszcze jakieś książki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do mnie na rozdanie ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczna paletka, ja jednak nie skuszę się na Glamboxa, nie mam po prostu aż tylu pojedynczych cieni :)

    OdpowiedzUsuń