19 lipca w księgarniach pojawiła się
„najmroźniejsza” premiera tego upalnego lata, czyli „Czarna Madonna” Remigiusza
Mroza. Bardzo odpowiada mi styl autora, więc czekałam na tę książkę z
niecierpliwością. Tym bardziej, że miało to być coś nietypowego. Horror. I to
nie zwykły, tylko w dodatku religijny. Szczerze mówiąc tego typu książki często
mnie raczej bawią a nie straszą, więc byłam niezwykle ciekawa jak będzie tym
razem. Zwłaszcza, że promujące najnowszą powieść Mroza strony porównują „Czarną
Madonnę” z utworami samego mistrza tego gatunku – Stephena Kinga.
Na początku poznajemy byłego księdza, Filipa Szumskiego
(zwanego przez przyjaciół Berg), który od swojego ojca dowiaduje się, że
właśnie zaginął samolot z jego narzeczoną Anetą na pokładzie. I w zasadzie
kluczowym jest tu słowo „zaginął”, bo już od tego momentu nie wiemy, co się z
nim tak naprawdę stało. Samolot bowiem ani się nie rozbił, ani nie został
porwany, po prostu… „wyparował”. Jednak gdy Berg dzwoni na telefon Anety,
słyszy głos… swój głos (!!) mówiący w niezrozumiałym dla niego języku…
Od tego wszystko się zaczyna.
Przygody Filipa i Kingi (siostry narzeczonej bohatera) śledzi się z zapartym
tchem. Szczególnie, że samolot wysyła z pokładu sygnały, które układają się w
dobrze wszystkim znany kształt… Mamy w tej książce wszystko – tajemnice,
przemieszczanie się w czasie i przestrzeni, opętanie oraz egzorcyzmy, a do tego
sama Czarna Madonna. Szczerze mówiąc byłam przekonana, że książka będzie mnie
bawić do łez i tyle z tego będzie. Momentami może i tak było, bo egzorcyzmy
zawsze wywołują we mnie taką reakcję, ale trzeba przyznać, że ich opisy robiły
wrażenie. Jeśli ktoś ma rozwiniętą wyobraźnię, łatwo może zacząć mieć potem
koszmary. Cała reszta fabuły jest po prostu fantastyczna! Do końca nie jest się
pewnym jak (czy raczej w ogóle) bohaterowie poradzą sobie w zaistniałej
sytuacji! Co zrobić z tajemniczym Istniejącym? Kim jest człowiek z białą brodą?
Jak wpłynie na losy świata? I jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Czarna Madonna?
A samo zakończenie? Wbija w fotel – zdecydowanie!
Po raz kolejny nie zawiodłam się i
dostałam znakomitą lekturę. Uwielbiam styl Autora, jego lekkie, przyjemne
pióro. Do tego znakomite poczucie humoru i dystans do siebie, gdy bohater czyta
„powieść jakiegoś pisarza z Wysp Owczych”, gdy wcześniej twierdzi, że tak
szybko zasnął być może z powodu nudnej lektury… Takie smaczki dodają uroku
całej lekturze!
Jeśli szukacie naprawdę dobrej,
trzymającej w napięciu książki, to ta najnowsza powieść Remigiusza Mroza jest
dla Was! Nie ma się nad czym zastanawiać, tylko zdobyć swój egzemplarz i do
dzieła. Uczciwie ostrzegam – radzę nie czytać jej przed snem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz