Dzisiejsza wizyta listonosza ucieszyła mnie niesamowicie, ponieważ przemiły pan przyniósł mi to, na co tak uparcie polowałam. Jak tylko dowiedziałam się o palecie magnetycznej GlamBox wiedziałam, że muszę ją mieć! Bez dwóch zdań! Najbardziej spodobała mi się wersja z ornamentem, jednak i zebra była kusząca ;) W każdym razie wiedziałam, że jak tylko DigitalGirl wystawi ją na allegro czym prędzej muszę ją zdobyć! W poniedziałek od siedemnastej co dziesięć sekund odświeżałam stronę by sprawdzić czy aukcje już się nie pojawiły (biegając w tym samym czasie do kuchni sprawdzać czy mięska na obiad nie przypaliłam, hihi :P te kobiece problemy :D). Gdy tylko aukcja ujrzała światło dzienne ustrzeliłam upatrzonego GlamBoxa. Co śmieszniejsze widać było, że nie tylko ja tak wytrwale na niego czekałam, ponieważ już przy następnym odświeżeniu strony, jakieś 10/15 sekund później nie pozostała na aukcji ani jedna paletka! Jak widać mają one wzięcie i to niezłe! DigitalGirl strzeliła z nimi w dziesiątkę, właśnie czegoś takiego nam brakowało!
Oto moje cudeńko ;)
Już dzień po kupnie paletki zabrałam się za eksportowanie kilku pojedynczych cieni z ich opakowań, oczywiście posłużyłam się metodą 'na prostownicę' ;)
Niektóre cienie udało mi się wyciągnąć dosyć szybko, niektóre trzymały dość mocno i musiałam poczekać tak długo, aż plastik zaczął się topić, ale udało się, żaden cień nie ucierpiał, a to najważniejsze ;) Co prawda przy topieniu plastiku i rozpuszczaniu kleju, który trzyma cień w opakowaniu, było trochę nieprzyjemnego zapachu, ale otwarte okno załatwiło szybko sprawę. Co do bałaganu, to również nie był on za duży po całej operacji, co najwyżej trochę pyłu z każdego cienia, nic czego można by się bać.
Dziś natomiast, gdy tylko otrzymałam przesyłkę, opróżniłam swoje paletki Inglota i wszystko przełożyłam do GlamBoxa. Teraz smutne, czarne kasetki czekają na jakąś moją podróż, kiedy to cienie znów w nich zamieszkają ;)
Po zabawie w układanie cieni tak prezentuje się mój GlamBox w środku na dzień dzisiejszy:
Nic powalającego, wiem - ale ciągle powiększam swoją 'kolekcję' ;) W każdym razie pudełko jest niesamowite, świetnie trzyma cienie, nic się samo nie przesuwa i sporo mieści - do domowego użytkowania idealne! No i ten deseń na opakowaniu - miodzio! W podróż się co prawda nie nadaje ze względu na swoje gabaryty, jednak do tego w zupełności wystarczą kasetki z Inglota, w końcu podczas wyjazdów raczej nie potrzebujemy całego swojego asortymentu ;)
Tym którzy jeszcze wahali się nad zakupem tego produktu - w stu procentach go polecam! Warto na niego 'zapolować' by nasze cienie miały piękny, przytulny domek z którego mogą być dumne, hihihi!
Pozdrawiam cieplutko ;)
ciekawa paletka :)
OdpowiedzUsuńA która książka Coelho jest Twoją ulubioną? Słyszałam właśnie, że film to dno ale po przeczytaniu książki planuję go obejrzeć.
Pozdrawiam
Funkcjonalna paletka, prezentuje się bardzo fajnie, choć ja sama - raczej bym się na taką nie zdecydowała.
OdpowiedzUsuńCzekam właśnie na moje dwie paletki ze Sleeka. :-)
Wpadły mi w oko Twoje dwa cienie z Essence, te w prawym dolnym rogu. :-)
Jak one się nazywają?
Ze Sleeka też planuję zamówić jedną paletkę jutro :D a cienie to nr 16 Go Glam (fiolet) oraz nr 14 Irresistible (stalowy) ;)
OdpowiedzUsuńJa po przeczytaniu tej planuję przeczytać alchemika, już na mnie czeka ;) a polecasz jeszcze jakieś książki?
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na rozdanie ;p
OdpowiedzUsuńSuper cudeńko !! ;)
OdpowiedzUsuńŚliczna paletka, ja jednak nie skuszę się na Glamboxa, nie mam po prostu aż tylu pojedynczych cieni :)
OdpowiedzUsuń