niedziela, 26 kwietnia 2015

Bogna Ziembicka „Tylko dzięki miłości”



Nie wiem co sądzę o tej książce – naprawdę. Niezwykle trudno zebrać mi myśli o tej pozycji. Dawno nie miałam tak mieszanych uczuć, nie jestem w stanie zdecydować czy ją kochać czy nienawidzić. Nadaje się ona do obu możliwości. Wizualnie – przepiękna. Urocza okładka ciesząca oko, do tego tematyka wojenna (jak zapowiadał jej opis) – brzmiało zachęcająco. Jednak nie wszystko wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałam.

 

Historia opowiada losy Zuzanny i Joachima. Poznajemy ich w 1935 roku, czyli w czasach jeszcze przed II wojną światową. Zazulka (jak irytująco nazywa ją bohater) mieszka na co dzień w Krakowie, chłopak natomiast jest Niemcem, który pracuje w dzikiej, nieokiełznanej Afryce. Losy bohaterów są nam ukazywane zamiennie, wpisami w pamiętnikach obu postaci. Cała historia trwa kilka lat i kończy się dopiero po wojnie.

Bardzo, ale to bardzo, irytował mnie taki sposób narracji. Poszarpany, poprzerywany, dość chaotyczny. Wiele miesięcy (czy nawet lat) zostało pominiętych, zwłaszcza pod koniec powieści. Co za tym idzie – przemilczano sporo istotnych wydarzeń, o których dowiadujemy się tylko, że miały miejsce, ale jedynie jako wspomnienie i to bardzo oględne. Biorąc pod uwagę fakt, że były to znaczące informacje – bardzo ich w tekście brakuje. Rozumiem, że autorka chciała przygotować sobie tymi niedomówieniami grunt pod kolejną powieść, ale mimo wszystko – co za dużo to niezdrowo.

Oszukałam się także czekając na (moją ulubioną przecież) tematykę wojenną, co obiecano mi na okładce. Większość wydarzeń ma miejsce w latach przedwojennych, a sama wojna zajmuje minimalną część utworu. Cała wojna to 27 stron tekstu! (na 395 całości!) Nie na to liczyłam po przeczytaniu zapowiedzi książki.

Utwór ma jednak także swoje plusy, historia bohaterów rzeczywiście jest ciekawa. Żałuję, że nie użyto do jej przedstawienia innej narracji W intrygujący sposób autorka pokazuje problem kolonizacji Afryki na początku XX wieku. Okiełznanie tej ziemi przez Europejczyków, przywłaszczenie jej sobie, konfliktów z tubylcami i międzyrasowych relacji damsko-męskich, jak było to choćby w przypadku Joachima i Almaz. Bo czy biały człowiek może związać przyszłość z rodowitą mieszkanką Afryki? Czy nawet nie przyjdzie mu do głowy związek z taką kobietą? Bardzo atrakcyjny wątek. Ciekawa była również bezgraniczna miłość Zuzanny do swojego szwagra. Nastoletnie zauroczenie mężem siostry czy poważne, pierwsze uczucie? Czy coś tego będzie? Czy wybranek zauważy dziewczynę i zacznie traktować ją jak prawdziwą kobietę? Bardzo chciałam się tego dowiedzieć. Relacje damsko-męskie tej książki wciągają, czytelnik chce poznać coraz więcej szczegółów. Bo jak mogą połączyć się losy Joachima i Zuzy, skoro każde z nich uczucia lokuje w innej osobie? Jest to typowa powieść dla kobiet, więc jeśli ktoś lubi takie historie – nie będzie rozczarowany.

Dlatego właśnie nie wiem jak ocenić tę pozycję. Z jednej strony utwór Bogny Ziembickiej spodobał mi się i zakupiłam już nawet kolejną część by poznać losy tułaczki Joachima po niebezpiecznej Afryce i dowiedzieć się co jeszcze mu się przytrafiło. Z drugiej jednak cały czas pamiętam jak irytowałam się przerywaną akcją i pomijaniem ważnych wydarzeń – brrr. Nie lubię takich sytuacji. Do tego ta nieszczęsna wojna, na której obraz czekałam, a została przemilczana. No cóż, pewien posmak pozostał po tej lekturze, ale mimo to mam nadzieję, że kolejne książki autorki będą dużo lepsze.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Zapamiętaj - "Razem będzie lepiej"!



Ach – ta okładka! Zakochałam się jeszcze zanim otworzyłam książkę. Wiem co mówi polskie przysłowie, ale przy tak pięknym wydaniu trudno się nie zachwycać jeszcze nawet przed przeczytaniem pierwszej strony. Zresztą patrząc na ilość polubień zdjęcia z okładką na moim Instagramie wnioskuję, że sporo osób podziela moje zdanie ;) „Razem będzie lepiej” Jojo Moyes to powieść dla kobiet i myślę, że część (tak jak ja!) skusi się na nią już po samym dostrzeżeniu okładki.

Całe szczęście – wnętrze również nie rozczarowuje!



Historia przedstawia losy Jess, kobiety przed trzydziestką, ciężko pracującej każdego dnia sprzątając czyjeś domy oraz wieczorami dorabiając w pubie jako kelnerka. Musi jakoś co miesiąc wiązać koniec z końcem, bo mąż z depresją wyjechał dwa lata temu zostawiając ją z dorastającą córką - Tanzie i nastolatkiem z poprzedniego związku, którym teraz zajęła się nasza bohaterka. W takiej sytuacji nie może się przecież poddać, powiedzieć „Dość!” usiąść i płakać. Musi cały czas trzymać się mocno i powtarzać, że „będzie lepiej”. Pewnego dnia okazuje się, że uzdolniona matematycznie Tanzie (stąd też pewnie dwuznacznie brzmiący tytuł oryginalny „One plus one”) ma szansę dostać się do szkoły prywatnej, gdzie będzie mogła rozwijać swój talent. Musi tylko wcześniej wziąć udział w olimpiadzie matematycznej na drugim końcu kraju. Utwór przedstawia losy podróży tej nietypowej rodziny wraz z przypadkowo poznanym mężczyzną, który (będąc samemu w niemałych kłopotach) postanawia pomóc zdesperowanej grupie podróżnych. Co wyniknie z kilku dni ciągłej jazdy samochodem, do którego zmieścili się: upadający biznesem z widmem więzienia na karku, zdesperowana matka, nierozumiany i bity przez kolegów nastolatek, zdolna, bystra dziewczynka i na dodatek ogromny pies? Warto przekonać się czytając powieść.

To, co (oprócz okładki oczywiście) najbardziej spodobało mi się w książce to postać głównej bohaterki, zresztą prawie mojej rówieśniczki. Nie jest to piękna, plastikowa, sztuczna panna, która żyje zakupami i niczym się nie przejmuje. Nie jest to także idealna Matka – Polka znająca psychologię dziecięcą od podszewki. Mamy tutaj wreszcie normalną kobietę, która każdego dnia musi mierzyć się z poważnymi problemami. Mimo to nie poddaje się, stara się być optymistką (choć czasem jest to bardzo trudne) i dostrzegać we wszystkim dobre strony. Pokazuje ona czytelnikowi jak ważna jest rola matki w życiu dorastających dzieci, nawet jeśli nie jest się chodzącym ideałem. Każdy zasługuje przecież na szczęście i nie można zacząć myśleć, że ono się nie pojawi. 

Nie dziwi mnie fakt, że postanowiono zekranizować losy tej nietuzinkowej rodziny. Jestem pewna, że z przyjemnością obejrzę film, gdy tylko pojawi się na ekranach. Z niecierpliwością czekam również na kolejne pozycje autorki, które już niedługo mają pojawić się w polskich księgarniach.


czwartek, 16 kwietnia 2015

Milcząca żona niekoniecznie zostająca "W cieniu".



Książka „W cieniu” A.S.A. Harrison nie zapowiadała się ciekawie. Mdła okładka, trochę oniryczna, jakaś kobieta leży na łóżku jak nieżywa. No i ten niebieski, odcień chłodny, zniechęcający. Jestem wzrokowcem i w tym wypadku na pewno nie sięgnęłabym w księgarni po tę pozycję. Bardziej zniechęcała swoim nudnym wyglądem niż kusiła czytelnika by zajrzał na jej strony. Mimo to skusiłam się, gdy dowiedziałam się, że to thriller psychologiczny. Byłam bardzo ciekawa co kryje się pod tym pojęciem i trafiłam w dziesiątkę! Pochłonęłam lekturę w jeden wieczór.



Na początku poznajemy Jodi, główną bohaterkę, która od 20 lat związana jest z Toddem. Wszyscy myślą, że są szczęśliwym małżeństwem, ale to nie do końca prawda. Nie są szczęśliwi (w każdym razie Jodi). I (mimo stażu) nie są małżeństwem. Często zdradzający bohaterkę mąż zmuszony jest ją zostawić (ach, te nieplanowane ciąże!), a pani psycholog chyba nie do końca wie jak sobie z tym poradzić. A gdzie będzie mieszkać? Będąc tylko partnerką Todda nic jej się po wspólnych latach nie należy. Zostanie z niczym. A może by tak (nim zmieni testament) zabić byłego kochanka? 

Według okładki książka ta przypomina „Zaginioną dziewczynę” Gillian Flynn, ale moim zdaniem oprócz tego, że bohaterami jest związana ze sobą para i raz poznajemy jej losy, a po chwili jego, to nic więcej nie łączy tych pozycji. Mimo to podoba mi się ona równie mocno jak utwór Flynn. „W cieniu” skupia się jednak bardziej na psychologii człowieka i związku. Pokazuje do czego doprowadza brak komunikacji i rezygnacja z siebie na rzecz szczęścia drugiej połowy. Jak ważne jest zachowanie swojej tożsamości i nieuleganie wszystkim zachciankom ukochanej osoby. Jak istotne jest zachowanie swojej niezależności także tworząc długoletni związek. Bo jak ma sobie poradzić kobieta, która nagle zostaje pozbawiona wszystkiego – męża, pieniędzy, domu… ? Czy musi właśnie pozostać „w cieniu” czy ma walczyć o swoje? Być „milczącą żoną” („The silent wife” to tytuł oryginalny) czy postawić się, zbuntować i wygrać nowe życie? To po prostu fenomenalna analiza psychologiczna głównej bohaterki.  

Uważam, że każda osoba będąca w związku powinna zaznajomić się z tą pozycją. Osobiście książka bardzo mi się spodobała i od jej przeczytania cały czas mam ją w głowie, trudno o niej zapomnieć.